Krzysztof Karczmarczyk jest twórcą i właścicielem pracowni o nazwie BMTL Scrap Cure. Mieszka i wykonuje swoje dzieła z pomocą żony w Lublinie. Ich marzeniem jest sprawić, by wspólna pracownia stała się miejscem, w którym czas płynie wolniej, a przyjmowani na warsztatach goście zrealizują swoje małe (duże) dzieła. Pasją Krzysztofa, obok szeroko pojętego rękodzieła, są także góry oraz motocykle.
Jaki był pierwszy impuls, który skierował Cię na drogę twórczą?
Momentem, w którym zacząłem myśleć o wykorzystaniu swojego talentu była operacja kręgosłupa. Nie mogłem już wrócić do dawnej pracy a czas rehabilitacji spędziłem na marzeniach o własnej pracowni. Udało mi się wykonać kilka produktów jednak to jeszcze nie było to.
Aż któregoś dnia w moim domu pojawiła się klientka, z gorącą prośbą bym wykonał dla niej metalowego koguta. Miał to być prezent dla jej mamy, ja zaś dostałem twardy deadline. Kogut miał być wycięty z płaskiej blachy lecz zmieniłem projekt i postanowiłem, że będzie to rzeźba przestrzenna. O zgrozo, prawie się nie wyrobiłem, jednak pozostawione wrażenie zaowocowało bliższą znajomością.
Już nie klientka, a dziewczyna namówiła mnie do tego, by pochwalić się światu wyrobami i tak powstał fanpage o nazwie BMTL Scrap Cure. Dziś jesteśmy małżeństwem, a nasz wspólny już projekt z roku na rok jest coraz bardziej popularny. W 2020 roku świętowaliśmy dziesięciolecie marki.
Z czego czerpiesz najczęściej inspiracje do swoich projektów?
Mówiąc, że czerpię inspirację ze wszystkiego, nie będę z pewnością oryginalny. Ale to prawda. Odnajduję najciekawsze rozwiązania obserwując przyrodę, jadąc w autobusie przeglądając przeróżne pisma, czy zwracając uwagę na kształt rozsypanego cukru na stole. Jest jednak coś, co wynosi moją kreatywność niczym rakietę w kosmos. To wizyta na składzie złomu lub innych towarów, które da się jeszcze przetworzyć. Mój umysł skanuje stertę żelastwa i często podaje mi gotowy pomysł na stworzenie lampki, wieszaka, zegara itp.
Intuicja nie pozwala mi zwyczajnie przejść obok kawałka pogiętej blachy, a po zabraniu jej do mego magazynu skarbów, jest już tylko kwestią czasu, by otrzymała nowe życie. Posiadam całą masę tego typu materiałów. Inna sprawa w tym, że często zapominam dlaczego przyniosłem dany przedmiot 🙂
I tu zaczyna się zabawa. Niczym w zaczarowanym sklepie zdejmuję z półek różności i niosę je do pracowni. A potem dzieją się cuda.
W jakim miejscu tworzysz? Czy to przestrzeń wspólna z domownikami, czy też osobne, specjalnie przeznaczone ku temu miejsce?
Moja pracownia to magiczne miejsce. I to nie tylko dlatego, że rodzą się tu fantastyczne przedmioty. Przede wszystkim jest to miejsce przystosowane tak, by móc jednocześnie tworzyć i zapraszać przyjaciół na pogaduchy przy muzyce na żywo. Każdy centymetr ściany, posadzki czy sufitu ma swój charakter i znaczenie. Odbywają się tu zloty z dużą ilością osób. W pracowni odbyła się też moja najdziwniejsza randka.
W momencie gdy wysiadło światło rozmawiałem tam z obecną żoną tylko przy palącym się elektrycznym zniczu :). Ogólnie gdy tworzę panuje tu spory chaos, jednak świetnie się w nim odnajduję. Tak często jak to możliwe, dodaję coś do wystroju. W trudnych chwilach zdarza się, że po prostu idę do pracowni by rozpalić w piecyku i pobyć sam ze sobą. Po chwili chwytam jakiś kawałek drewna czy metalu i znów mogę działać.
Jak oceniasz branżę rękodzielnicząw Polsce? Wielu młodych twórców, czytając ten wywiad, może pomyśleć – też tak chcę! Bo przecież każdy rękodzielnik, stojąc na początku twórczej drogi marzy o uznaniu, podziwie, rozpoznawalności własnej marki. Co poradziłbyś dziś tym młodym ludziom, z perspektywy Twojej kariery artystycznej?
Branża rękodzieła w Polsce jest coraz dynamiczniej rozwijającym się sektorem usług. Niestety zbyt mało osób ma odwagę by z domowego zacisza rzucić się w wir działalności gospodarczej. Mnie osobiście pomogły organizacje udzielające pomocy finansowej przy założeniu firmy. Tu też moja wskazówka dla początkujących, by szukali darmowych szkoleń czy dotacji.
Najważniejsza jednak jest odwaga i upór. A wszystko zaczyna się od jednej decyzji- ja też tak umiem. Na początek sugeruję by otaczać się w miarę możliwości pozytywnymi osobami, które dodadzą skrzydeł i wesprą w trudnościach. Hejt, jakiego sam doświadczyłem może odebrać chęci i zablokować kreatywność. Konkurencja jest duża ale moim zdaniem początkujący mają pewną przewagę. Uczą się więc istnieje szansa na wypracowanie własnego stylu.
Ponieważ oryginalność jest w cenie, nie należy się bać błędów. To dzięki nim stworzyłem wiele konkurencyjnych projektów, szukając sposobu jak naprawić to co wcześniej nie wyszło :). Moja rada, znajdź to co daje Ci frajdę i co kochasz robić a świat zacznie Ci sprzyjać.
Jaki odbiór ma obecnie w społeczeństwie twórca-rękodzielnik? Czy opinie o takiej drodze zawodowej opierają się głównie na tym, co znamy, widzimy wśród znajomych, rodziny itp., czy też bardziej pokutują w nich jakieś stereotypy?
Niestety, tak jak wszędzie, tak i w branży rękodzieła spotykamy stereotypy. Te, z którymi ja się zetknąłem to przede wszystkim postrzeganie nas jako „babć” dziergających na szydełku. Ludzie myślą też, że rękodzieło nie może być dochodowe – to raczej dodatkowe hobby po godzinach pracy. Z kolei ci, którzy odważyli się na wycenienie swoich produktów zgodnie z wysiłkiem jaki potrzeba w nie włożyć, uchodzą wręcz za szaleńców. Chyba każdy usłyszał kiedyś- „panie czemu tak drogo?”. Często inni nie mają bladego pojęcia jak długo dochodzi się do zadowalającego poziomu.
Początek drogi takiego twórcy może być usłany kpinami i hejtem. Nie należy się jednak zrażać. W miarę upływu czasu osoby powątpiewające w sens tej pracy zmieniają zdanie. I tu jestem tego najlepszym przykładem. „Nawróciłem” już kilku sceptyków a nawet mam wśród nich kilku fanów :).
Twórzcie, zmieniając świat na lepszy i piękniejszy!.
Gdzie można znaleźć Twoje dzieła?
Produkty, które wykonuję polecam oglądać na moim fanpage`u o nazwie BMTL Scrap Cure. Tutaj można też złożyć zamówienie lub zostawić po sobie znak. Po ustaniu pandemii planuję wrócić do kiermaszy na terenie Lublina i okolic.