Anna jest z wykształcenia mgr. inż budownictwa. Zaś pasji do rękodzieła otworzyła domowy warsztat wyrobów na drutach i szydełkiem – Plooty. Prywatnie jest mamą dwóch córek i opiekunką dla adoptowanego kundelka.
Jaki był pierwszy impuls, który skierował Cię na drogę twórczą?
Przeprowadziliśmy się z bloku w dużym mieście do domu na wsi położonej w pobliżu niewielkiego miasteczka w poszukiwaniu ciszy i natury. Do tamtego czasu zajmowałam się projektowaniem domów jednorodzinnych we współpracy z grupą innych projektantów. Wychowywałam malutką córeczkę, a mąż rozwijał swoją firmę, często pracował wyjazdowo.
To był trudny czas w gospodarce, dlatego w pewnym momencie postanowiliśmy postawić wszystko na jedną kartę, czyli na firmę męża, która rozwijała się szybciej niż moja. Ja przejęłam wszystkie obowiązki w domu, urodziła się druga córka, robiłam ten podkład pod karierę mężczyzny, klasycznie. W środku zaś chyba nigdy nie pogodziłam się z tą rolą.
Uparcie szukałam sobie zajęcia, co w miejscu naszego zamieszkania nie było łatwe. Do każdej pracy etatowej, zgodnej z moim wykształceniem, musiałabym dojeżdżać minimum 60 km, co przy dzieciach, ciągłej nieobecności ich taty oraz braku pomocy rodziny, która mieszkała zbyt daleko, było nie lada wyzwaniem. Z drugiej zaś strony bardzo chciałam być z dziećmi i zaczynałam powoli dziczeć.
Wtedy odkryłam papierową wiklinę i fakt, że można na niej zarabiać. Od dziecka miałam zdolności manualne, więc nauczenie się techniki i wymyślanie przedmiotów z niej, nie było dla mnie problemem. Zaczynałam mieć na tym polu drobne sukcesy, bo spotkałam się i z lokalną życzliwością i jednocześnie rozpoczynał się rozkwit mediów społecznościowych, a więc szeroki kontakt ze światem zewnętrznym.
To wszystko, plus niewielki koszt własny przy wyplataniu z papieru, pozwalały mi postawić pierwsze kroki w biznesie handmade. Potem zaś splot różnych wydarzeń sprawił, że na kilka lat zostałam zmuszona do odłożenia marzeń o własnej działalności.
A później poznałam pewną niesamowicie energetyczną kobietę, która poprosiła mnie początkowo o sweterek dla kota, który okropnie marzł, potem o buciki dla nowonarodzonej córeczki, potem o kolejne rzeczy.
Ta kobieta przypomniała mi, że ja to potrafię, bo jako mała dziewczynka dziergałam, szyłam i haftowałam razem z moją mamą i babcią. Ona pokazała mi, że mogę to robić zawodowo i dziś właśnie łączę moje zamiłowanie do architektury i wnętrz z tym dzierganiem, które mocno trzyma mnie w czasach dzieciństwa.
Z czego czerpiesz najczęściej inspiracje do swoich projektów?
Moje inspiracje wynikają zazwyczaj z potrzeby. Do tej pory nie udało mi się w mojej pracy z pasją stworzyć czegoś, co po prostu służy sztuce. Dajmy na to rzeźba, ta jest wyłącznie do podziwiania, no chyba żeby zrobić z niej wieszak, czy przycisk do papieru, ale wtedy już nie jest tylko rzeźbą. Jestem wielką przeciwniczką marnowania, impulsywnego kupowania czegoś.
Nieraz oglądam te wszystkie piękne przedmioty we wnętrzach, które tak ze smakiem dekorują przestrzeń i myślę sobie, że też tak u siebie zrobię. Kupię np. lampę tylko po to, żeby stała, bo jest stylowa, w cudownych kolorach i będzie mi pasować. A potem przyglądam się jej bardziej i widzę, że właściwie świeci tylko nastrojowo, czyli zapomnę użyć, zrobiona jest z materiałów, które łatwo ulegają zabrudzeniu no i jej forma jest na tyle skomplikowana, że kurz to chyba będę patyczkiem kosmetycznym usuwać. Wszystko to sprawia, że w końcu i tak jej nie kupuję.
Moje produkty wszystkie czemuś służą, muszą być potrzebne nie tylko ze względów estetycznych, ale nie mogą być jakiekolwiek. To tak jak drzwiczki w szafkach, one mają zamykać przez wzrokiem to, co jest w środku i chronić to przed nadmiernym osiadaniem kurzu. Ale nie mogą też być pierwsze z brzegu, muszą być zgodne z nami, z naszą estetyką, muszą się nam podobać. Takie są moje plooty, wszystkie czemuś służą, są potrzebne, mają swoje funkcje, a jednocześnie muszą współgrać z domem, dopełniać go i nadawać mu przytulności, to moje „cozy art”.
Czy miejsce, w którym tworzysz urządzono specjalnie w tym celu? Czy też tworzyć możesz w różnych miejscach, na łonie przyrody, w ogrodzie itp.?
Moja pracownia właściwie może przemieszczać się ze mną wszędzie. Na codzień zaaranżowałam sobie w moim domu fragment przestrzeni, w którym tworzę. Jest mi w nim wygodnie, w zasięgu ręki mam wszystko, czego potrzebuję, jest odpowiednie światło. Wszystkie meble i niezbędne przybory są celowo tak poustawiane, żeby praca szła sprawnie i przyjemnie. Jednak mogę też właściwie wszędzie się przystosować z moim dzierganiem. Przeważnie zabieram ze sobą sznury, szydełka i druty podczas wyjazdów.
Gdy spotykam się z rodziną, często wybieram ich ulubione kolory i tam, na miejscu, robię dla nich to, czego im potrzeba i co chcieliby mieć. Gdyby nie to, że sznur jest ciężki i zajmuje sporo miejsca w walizkach, na pewno brałabym go częściej. Cieszę się, że wykonuję taką pracę, która może jeździć ze mną wszędzie, to jest chyba idealny układ.
Jak oceniasz branżę rękodzielniczą w Polsce? Co poradziłabyś dziś młodym ludziom myślącym na poważnie o zajęciu się zawodowo rękodziełem? Na co powinni zwrócić szczególną uwagę mierząc się z tym niełatwym przecież wyzwaniem i wielką konkurencją?
Najłatwiej jest powiedzieć takim początkującym rękodzielnikom – róbcie swoje, i cieszyć się, że przecież to wystarczy, bo tu już cała mądrość jest zawarta. Sama chciałabym w to wierzyć. Po pierwsze, jeśli młody człowiek zaczyna na poważnie myśleć o zajęciu się rękodziełem w naszym kraju, to już jest wielki sukces, naprawdę. Bo jeśli on myśli o tym poważnie, to znaczy, że ma już za sobą fazę romantycznego podejścia, że wykonywanie zawodowo swojej pasji nie jest już właściwie pracą, bo nią jest.
To jak jedzenie codziennie swojego ulubionego ciastka, które w końcu przestaje być takie ekscytujące i oczekiwane. Gdy ktoś wraca do domu z nielubianej pracy i w ramach relaksu w garażu składa mebelki dla dzieci, czy tworzy malutkie cuda z żywicy, czy maluje obrazy, to może myśleć, że gdyby zajmował się tym na stałe, to wreszcie byłby szczęśliwy. Jest w tym trochę racji, bo sama praca nad produktem jest niezwykle wciągająca i uskrzydlająca, daje mnóstwo satysfakcji i spełnienia.
Do niej jednak dochodzą jeszcze elementy nierozerwalne i bardzo nie sexi, o których młody człowiek może nie wiedzieć, a z którymi musi się zapoznać. Nie będę wszystkich wymieniać, ale najważniejsze to znajomość prawa, bo Urząd Skarbowy szybko podetnie skrzydła, gdy się tej roboty nie zrobi. Przy braku dużego budżetu na start trzeba poznać tajniki marketingu, księgowości, programów graficznych, fotografii, wyceny, reklamy, mediów społecznościowych, prowadzenia sklepu online i umiejętności sprzedaży na targach i kiermaszach. Trzeba być na bieżąco w trendach i kalendarzu wydarzeń, świąt, tego jest bardzo duża ilość, takiej pracy dodatkowej, której w produkcie nie widać.
Nie chcę straszyć, chcę powiedzieć, że to nie jest wiedza tajemna, zarezerwowana dla wąskiego grona geniuszy, młody rękodzielnik jest w stanie systematycznie małymi krokami dojść do wymarzonego celu – życia z pasji.
Jakie rozwiązania warto wdrożyć w zakresie promocji rękodzielnictwa? Kto powinien podejmować takie inicjatywy? Organy samorządowe, Urzędy Miejskie, organizacje pozarządowe?
Żyjemy w dziwnych czasach, choć pewnie każde pokolenie tak o swoich mówiło. Obecnie modny i pożądany jest bieg, pęd po wszystko. Trzeba szybko pracować, szybko odpoczywać, podczas odpoczynku być w wielu miejscach, widzieć dużo, trzeba szybko chudnąć, szybko zdrowieć, szybko gotować, szybko odnieść sukces. Młode pokolenie nie zna innego stylu życia.
Młodzi są zniecierpliwieni, nie potrafią rozpocząć żmudnej pracy, takiej, która w założeniu może swój finał osiągnąć dopiero po kilku godzinach, dniach, tygodniach. To musi być już, natychmiast. Jak mogą poznać smak zwycięstwa po ukończeniu dzieła i jednocześnie od razu zaznać głodu kolejnego tworzenia?
Nie chcę tutaj generalizować, bo to nie dotyczy wszystkich, ale faktem jest, że nikt im już tak nie pokazuje, że praca własnych rąk może być zwyczajnie fajna i satysfakcjonująca. Ja pochodzę z pokolenia, które miało w szkole zajęcia praktyczne już w szkole podstawowej.
W programie nauczania był naprawdę szeroki wachlarz technik do poznania, a mała, wiejska szkoła, do której uczęszczałam, była naprawdę mocno wyposażona we wszystkie narzędzia i pomoce. Z rozrzewnieniem to wspominam i żal mi, że moje dzieci nie mogły nigdy z tego skorzystać, bo było w niej miejsce na pracownię do obróbki drewna i metalu.
Tam każde stanowisko dla ucznia miało przymocowane imadła, piłowaliśmy, cięliśmy, szlifowaliśmy, lutowaliśmy. Moje dzieci widzą to wszystko w książce do techniki (!) i mają z tego kartkówki(!). W innej sali mieliśmy kuchenki gazowe, naprawdę, było tam pełne wyposażenie prawdziwej kuchni łącznie z nożami i zapałkami do odpalania tych kuchenek. Przeżyliśmy, nauczyliśmy się tym posługiwać, smażyliśmy naleśniki i placki ziemniaczane, robiliśmy sałatki i budynie. Bez rozróżnienia na płeć.
Była jeszcze jedna klasa, zupełnie zwyczajna, do której przynosiliśmy prawdziwe igły, a nie plastikowe, druty i szydełka i uczyliśmy się szycia, dziergania, haftowania. To był ten etap edukacji, gdzie poznawaliśmy wszystkie techniki dostępne dla nas, mogliśmy zweryfikować doświadczalnie, co lubimy, co sprawia nam frajdę, a czego nigdy w życiu nie tkniemy.
Myślę, że oprócz informatyki, którą stawia się w szkole na pierwszym miejscu, powinny tam takie zajęcia, jakie opisałam, powrócić. Nie wszyscy chcą spędzić życie przykuci do biurka i klawiatury. Trzeba dać młodym szansę poznania innych rzemiosł, trzeba im pokazać, że własnoręczne wykonanie czegoś może być powodem ogromnej dumy, zadowolenia i triumfu. Trzeba to robić już na etapie szkoły podstawowej, ustawowo.
Czy prowadzisz miejsca w social media, w których można podziwiać i kupić Twoje prace?
Pierwszym miejscem, które powstało, eby pokazać mnie i moje wyroby jest blog. W nim są również linki do wszystkich moich pozostałych miejsc w sieci.
mój blog: https://plootyhandmade.blogspot.com
Facebook: https://www.facebook.com/plootyhandmade
Instagram: https://www.instagram.com/plooty_handmade/
Sklepy: https://plooty.pl/ https://www.etsy.com/pl/shop/PlootyHandmade